14.09.2012 | Autor:

Ponad 100 specjalistów, w tym lekarze i pielęgniarki uczestniczą w Instytucie Studiów nad Rodziną UKSW w podwarszawskich Łomiankach w szkoleniu z naprotechnologii, alternatywnej wobec in vitro metody poczęć.

Prof. Hilgers w Polsce  Badania pokazują, że naprotechnologia jest 1,5 – 3 razy bardziej skuteczna w leczeniu niepłodności niż technika sztucznego zapłodnienia, czyli in vitro. Na zdj. prof. Hilgers i jego żona Sue

Kurs prowadzi profesor Thomas W. Hilgers, Amerykanin, który opracował metodę, polegającą na identyfikowaniu przyczyn niepłodności przez obserwację cyklu miesiączkowego kobiety. Dzięki ustandaryzowanej metodzie zapisu wyników takich obserwacji, zwanej metodą Creightona, na świecie poczęły się już tysiące dzieci.

– Podstawową zaletą tej metody jest jej bezpieczeństwo i zgodność z etyką. W przeciwieństwie do metody in vitro, życie nie jest sztucznie tworzone w szalce Petriego przez technika laboratyjnego. Nie ma mowy o mrożeniu braci i sióstr dziecka. W przypadku naprotechnologii szukamy przyczyn niepłodności, a nie próbujemy jej „obejść” z pomocą sztucznego zapłodnienia, skazując przy okazji 5-15 innych żywych embrionów na śmierć – mówi prof. Thomas W. Hilgers, dodając że naprotechnologia daje znacznie większe szanse na poczęcie dziecka, niż in vitro.

Według naukowca, naprotechnologia daje 60 proc. szans w ciągu dwóch lat na poczęcie dziecka w przypadku stwierdzonej endometriozy (choroby macicy) i nawet 70-80 proc. w przypadku stwierdzenia policystycznych jajników. W tym samym czasie, potomstwa mogłoby doczekać jedynie 25-30 proc. par decydujących się na uciążliwą i kosztowną metodę In vitro. W Stanach Zjednoczonych leczenie metodą naprotechnologii kosztuje ok. 300 dolarów. Zapłodnienie pozaustrojowe tymczasem – ok. 10-15 tys. dolarów. Metoda in vitro w jednej trzeciej przypadków kończy się ciążą mnogą, a urodzono dzięki niej dzieci znacznie częściej wymagają specjalistycznej opieki lekarskiej. Według prof. Hilgersa, znacznie in vitro powoduje też 2-3 razy większe ryzyko wad genetycznych potomstwa.

NaProTechnology® to nowa gałąź medycyny odnosząca się do zdrowia kobiety, rozwijana od 30 lat w Narodowym Centrum Zdrowia Kobiet w Instytucie Papieża Pawła VI w stanie Omaha, Nebraska (USA).

– W USA mamy ok. 9,5 milionów kobiet z problemami układu rozrodczego, które nie mogą zajść w ciążę. 80 tys. z nich skorzysta zapewne z In vitro, ale to nie spowoduje, że będą zdrowe. Tymczasem moja metoda pozwala im nie tylko wyzdrowieć, ale także cieszyć się tyloma dziećmi, iloma będą chciały – mówi prof. Hilgers.

NaProTechnology® identyfikuje i leczy także wiele innych schorzeń z zakresu układu rozrodczego, m.in. nawracające poronienia, zespół napięcia przedmiesiączkowego, torbiele jajników, czy depresję poporodową.

Prof. Thomas Hilgers przeszkoli w Łomiankach pod Warszawą (Wydział Studiów nad Rodziną UKSW) około 100 nowych instruktorów i edukatorów metody w zastosowaniu NaProTechnology® w praktyce klinicznej. Pełny kurs trwa 13 miesięcy.

Tomasz Gołąb – gosc.pl

 

Tchórzostwo przeciwników NaProTechnology®!

Niechętni NaProTechnologii dziennikarze czy uczeni mieli dziś niespotykaną okazję. Mogli udowodnić prof. Thomasowi Hilgersowi, że jest ignorantem, zwolennikiem magii i religijnym ideologiem. Ale na konferencji prasowej z udziałem twórcy nowej gałęzi medycyny zajmującej się zdrowiem kobiet zwolennicy in vitro się nie pojawili.

 

Zabrakło na niej, choć byli zaproszeni, zarówno dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, którzy od lat – z godną lepszej sprawy skwapliwością – dyskredytują naprotechnologię i jej twórcy. Nie było ani Katarzyny Wiśniewskiej, ani nawet Sławomira Zagórskiego. Podczas konferencji pytania mogli też zadać dziennikarze „Newsweeka”, którzy kilka tygodni temu ostro zaatakowali metodę leczenia kobiet, twierdząc, że wymaga ona niemal gwałtów na kobietach. Ale i ich nie było. Swoich sił z Hilgersem mogliby próbować i lekarze, właściciele klinik zapłodnienia pozaustrojowego, którzy nieustannie wieszają na nim psy, ale i ich nie było. – Nie jestem tym zaskoczony – mówił po konferencji portalowi Fronda.pl prof. Thomas Hilgers. – Oni nigdy się nie pojawiają. A jeśli nawet są, to nie mają argumentów – dodał.

 

To tchórzostwo wcale nie zaskakuje. Ono jest zwyczajną konsekwencją tego, że zwolennicy metody in vitro czy przeciwnicy NaProTechnology, wiedzą, że nie mają racji. Oni mają świadomość, jakie są ludzkie koszty ich metody, ile dzieci musi umrzeć, by jedno mogło się narodzić, ilokrotnie częściej dzieci z zapłodnienia pozaustrojowego rodzą się z wadami genetycznymi, jak mocno metoda ich poczęcia wpływa na ich psychikę. Ta wiedza jednak (potwierdzana kolejnymi badaniami naukowymi) nie może przedostać się do opinii publicznej. Tak jak nie może się do niej przedostać wiedza o tym, że istnieje skuteczniejsza, moralna i rzeczywiście lecząca gałąź medycyny, która może pomóc niepłodnym parom (ale także kobietom z PMS-em) o wiele skuteczniej niż medycyny wspomaganej prokreacji czy antykoncepcyjnie skoncentrowana współczesna ginekologia. I dlatego wybrano metodą zamilczania i deformowania przekazu…

 

Ale ta metoda, przynajmniej w Polsce, nie przyniesie skutku. Już teraz jesteśmy bowiem światowym liderem, jeśli chodzi o rozwój naprotechnologii. W kursie, który odbywa się obecnie w Łomiankach bierze udział ponad sto osób. Każda z nich będzie promować prawdziwie ludzkie podejście do kobiecego zdrowia. I dzięki ich zaangażowaniu Prawda zwycięży. I kobiety będą miały dostęp do takiej opieki zdrowotnej, która będzie rzeczywiście zgodna z ludzką naturą.

 

Tomasz P. Terlikowski – fronda.pl

/

Możesz śledzić komentarze do tego wątku poprzez subskrypcję RSS 2.0. Możesz napisać komentarz lub wysłać trackback ze swojej strony.
Napisz komentarz