Archive for the Category » Świadectwa małzonków «

02.02.2016 | Autor:

Tomaś DominikNaprotechnologia. Radość Bożego Narodzenia to doświadczenie niezwykłe. Banalne? Niekoniecznie. Zwłaszcza jeśli samemu długo oczekuje się na własne dziecko. Wtedy czas świąteczny budzi refleksję o pięknie nowego życia.

Gdy Kamila i Ryszard opowiadają o swoim doświadczeniu, łzy same cisną się do oczu. Mają nadzieję, że ich historia pomoże podjąć decyzję o leczeniu naprotechnologicznym choćby jednej parze. – To działa – przekonują. W ostatnich tygodniach głośno jest o wygaszaniu rządowego programu finansowania in vitro na rzecz programu wspierania prokreacji, który opierać się ma na leczeniu, a nie sztucznym zapłodnieniu. Ta opowieść jest zapewne jednym z wielu świadectw, że naprotechnologia to nie „metoda kościółkowa” o wątpliwej skuteczności.

Rodzicielstwo to dar

Ryszard i Kamila Tomasiowie mieszkają w Rogowie Wołowskim k. Wińska. Są małżeństwem od czterech lat, a pięć miesięcy temu urodził się im syn – Dominik Bartłomiej. Aby się począł, jego rodzice musieli się mocno postarać. – To, że będziemy mieli problemy z poczęciem dziecka, czuliśmy długo przed diagnozą lekarską – zarówno ja, jak i moja żona – mówi Ryszard. Czytaj dalszą część wpisu »

26.01.2016 | Autor:

Po ośmiu latach bezskutecznych starań o dziecko, oddaliśmy sprawę Bogu i … dał nam nowe życie! Alleluja! Bardzo jesteśmy szczęśliwi i chcemy się tym dzielić z całym światem! Jesteśmy pewni, że to nie jakiś zbieg okoliczności, ale prawdziwie dar od Boga, który był poprzedzony konkretnymi obietnicami. Mnóstwo ludzi wspierało nas modlitwą, za co bardzo dziękujemy.

Ale po kolei. W trakcie tych ośmiu lat próbowaliśmy niemal wszystkiego: przeróżnych lekarzy, naprotechnologię, dwie kliniki niepłodności. Odpuściliśmy dopiero, gdy wszelkie metody się wyczerpały i została już tylko ostatnia propozycja nowoczesnej medycyny: in-vitro. Na to świadomie się nie zdecydowaliśmy.

W międzyczasie i tak już straciliśmy cierpliwość i zrobiliśmy kurs przygotowujący do adopcji dziecka. Mając przed sobą dwu, trzyletnią perspektywę oczekiwania na adopcję, stwierdziliśmy, że wykorzystamy ten czas inaczej. W 2011 roku wyjechaliśmy do Niemiec. Tu się adopcja okazała praktycznie niemożliwa, ale wciąż przyświecał nam plan: „wkrótce wrócimy do Polski i wtedy adoptujemy dzieci”. Okazało się, że w życiu nie ma przypadków. Wszystkie dotychczasowe wydarzenia na pewno były i są po coś. Dopiero na obczyźnie znaleźliśmy dla siebie chrześcijańską wspólnotę małżeństw, dzięki której zbliżyliśmy się do Boga. A raczej to Bóg przyciągnął nas do Siebie.

To między innymi właśnie dzięki naszej ekipie małżeństw wzrastaliśmy i nadal wzrastamy w wierze. Skutkiem tego było nasze postanowienie: oddajemy nasz problem Grota Mlecznaniepłodności w ręce Boga. Tylko On wie, jak i co dobrego z tej naszej historii można jeszcze ulepić.  Czytaj dalszą część wpisu »

Kategoria: Świadectwa małzonków  | Tagi:  | Skomentuj
06.07.2015 | Autor:

Kiedy prawie 5 lat temu stojąc z mężem przed ołtarzem przysięgaliśmy sobie miłość, wierność… oboje wiedzieliśmy, że bardzo chcemy mieć dzieci.  Zaraz po ślubie zaczęliśmy starania o upragnione maleństwo.  Minął miesiąc, drugi, trzeci, kolejne… i nic.  Zaczęliśmy się obawiać, że coś może być nie tak.  I było. Chodząc do tzw. specjalistów wszyscy oferowali nam jedynie in-vitro dając 30% szans na poczęcie. Z wielu względów na in-vitro się nie zdecydowaliśmy więc pozostał nam smutek, płacz, żal, pytanie dlaczego my i próbowanie pogodzić się z tym, że nie dane nam będzie cieszyć się rodzicielstwem. Kiedy pomału emocje opadały i zaczęliśmy się godzić z rzeczywistością w jednym z programów tv zobaczyliśmy materiał o Naprotechnologii. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego by nie spróbować ? Co nam szkodzi ? I poszliśmy. Na początek spotkanie informacyjne, później wprowadzające….. w listopadzie 2012 r rozpoczęliśmy przygodę z Naprotechnologią. Wiele spotkań z  instruktorem modelu Creighton, Panią Agnieszką, długie rozmowy, codzienne obserwacje pomagające poznać nam cykle naszej płodności.  Po pierwszej wizycie u Pana Doktora wyszliśmy z plikiem zaleceń, czekała nas długa i żmudna diagnostyka, ale nie poddaliśmy się. Po cichu wierzyłam, że się uda i całkowicie poddałam się zaleceniom Pana Doktora. Nie dyskutowałam, nie zamęczałam pytaniami – działałam 😉  W grudniu 2014 roku urodził się nasz syn, nasz cud, nasz największy skarb. Janek jest zdrowym, radosnym chłopcem co chyba najbardziej cieszy rodziców.  Cieszę się i jestem dumna z siebie i z męża, że  mimo wielu momentów załamania nie poddaliśmy się. Dziś jesteśmy najszczęśliwszymi rodzicami na świecie 😉 Wszystkim parom życzymy tak szczęśliwego zakończenia.

Dziękujemy wszystkim za wsparcie, dobre słowo, a przede wszystkim za modlitwę.

M i M  z Wrocławia

27.03.2015 | Autor:

„In vitro nie wchodziła u mnie w grę, na szczęście dowiedziałam się o naprotechnologii i wtedy się zaczęła ta moja bardzo pozytywna przygoda z leczeniem. Po dwóch latach bycia w programie naprotechnologii doczekałam się ciąży” – mówi pani Renata, mama Piotrusia i Arka. „Pięć lat leczenia od momentu poronienia aż do zajścia w ciążę z Piotrusiem to wcale nie był stracony czas” – dodaje.

Pani Renata z mężem Łukaszem i synkami Piotrusiem i Arkiem /Grzegorz Jasiński /RMF FM
Pani Renata z mężem Łukaszem i synkami Piotrusiem i Arkiem
/Grzegorz Jasiński /RMF FM
 Grzegorz Jasiński: Są takie momenty w życiu par, które starają się o dziecko, które się pamięta szczególnie. Niektóre z nich to są piękne momenty, przyjemne. Niektóre to są momenty dramatyczne. Zanim zaczniemy mówić o tych pięknych i przyjemnych, chciałbym jednak zapytać o ten pierwszy dramatyczny, tzn. moment kiedy państwo zdaliście sobie sprawę, że trzeba szukać pomocy. Pamięta pani tę chwilę?

Czytaj dalszą część wpisu »

19.02.2015 | Autor:


Dziecko straciła w piątym tygodniu ciąży. W szpitalu usłyszała, że przyczyn pierwszego poronienia się nie diagnozuje. „Jak sobie pomyślę, że musiałabym stracić Agnieszkę i Asię, zanim by uznano, że moje poronienia są nawykowe, czuję przerażenie” – mówi.

Kolejne dwie ciąże Magdaleny Krajewskiej, doradcy rodzinnego z Wrocławia, były na bardzo wysokim, a zarazem technicznie prostym podtrzymaniu, którego nie stosuje się w szpitalach ani w Polsce, ani w Europie. Pani Magda mogła je zastosować dzięki badaniom, które w latach 1980–2001 przeprowadził w Stanach Zjednoczonych dr Thomas Hilgers, twórca naprotechnologii. Gdyby znała tę metodę wcześniej, miałaby szansę uratować także pierwsze dziecko.
Zbyt niski poziom progesteronu jest jedną z częściej spotykanych przyczyn poronień samoistnych: zarówno w pierwszym trymestrze ciąży, gdy progesteron jest produkowany przez ciałko żółte, jak też – według części lekarzy – w drugim i trzecim trymestrze, gdy przede wszystkim produkuje go łożysko. Aby znaleźć skuteczny sposób jego uzupełniania, dr Hilgers i naprotechnolodzy z głównego ośrodka naprotechnologii w Stanach: Pope Paul VI Institute, określili jak wysoki poziom powinien osiągać progesteron w kolejnych tygodniach ciąży. Badania przeprowadzili na grupie 109 ciężarnych. Następnie rozrysowali krzywą, pokazującą prawidłowy poziom hormonu w każdym kolejnym tygodniu ciąży. To proste narzędzie, które wraz z badaniami progesteronu z krwi umożliwia dostosowanie dawek do indywidualnych potrzeb pacjentki.
Czytaj dalszą część wpisu »

06.02.2015 | Autor:

Franus-300x200W sierpniu 2014 r. na świat przyszedł nasz długo oczekiwany synek Franek. Synuś urodził się siłami natury i jest zdrowy, co dla rodziców chyba jest najważniejsze. Starania o naszego upragnionego potomka rozpoczęliśmy w 2009 r. W żadnym gabinecie, do którego trafialiśmy, nie postawiono nam jednoznacznej diagnozy, a miesiące, następnie lata mijały, a my nadal byliśmy we dwójkę.
Ostatecznie kierowano nas na in vitro. To od znajomych usłyszeliśmy o Naprotechnologii i zdecydowaliśmy się spróbować ten ostatni raz. Leczenie podjęliśmy w Lublinie w październiku 2013 r., a we Wrocławiu prowadzeni byliśmy przez instruktorkę modelu Creighton panią Agnieszkę. Pan Doktor podczas pierwszej wizyty po obejrzeniu stosów badań, jakie ze sobą przywieźliśmy, stwierdził: „wygląda na to, że u Państwa problem należy delikatnie dotknąć”. Jak się później okazało, słowa pana doktora podczas tej pierwszej wizyty okazały się prorocze. Już dwa miesiące później w Boże Narodzenie okazało się, że jestem w ciąży. Nasze szczęście nie znało wówczas granic. Teraz jesteśmy szczęśliwymi rodzicami i patrzymy z dumą na rosnącą pociechę. Sami także jesteśmy z siebie – można powiedzieć – dumni, bo nie poszliśmy na tzw. łatwiznę, ale podjęty przez nas trud został wynagrodzony cudownym synem. Wiemy, że poszliśmy właściwą drogą… Dziękujemy wszystkim za wsparcie i modlitwę.

Małżeństwo z Wrocławia

09.12.2014 | Autor:

Michał Pietrusiński z Warszawy daje świadectwo, jak z żoną odrzucili propozycję skorzystania z in vitro i mówi o cudownym poczęciu się ich córki. (Żona Michała, Agnieszka Pietrusińska jest obecnie instruktorkom naprotechnologii

09.12.2014 | Autor:

 

31.03.2014 w studio NTV dr Andrzej Banach i jego goście małżeństwo Iwony i Bartosza Guźców.

21.08.2014 | Autor:

Moja historia tak naprawdę rozpoczęła się w 2009 roku. To był rok przełomowy w moim życiu. Udało mi się zajść w długo oczekiwaną ciążę. Razem z mężem czuliśmy ogromną radość, że w końcu zostaniemy rodzicami, pragnęliśmy tego od dawna. Rozpierała nas duma. Jak to w Polskiej, zabobonnej kulturze bywa, nie chcieliśmy “zapeszać” i nie robiliśmy jakiś szczególnych przygotowań, nie szaleliśmy na zakupach. Ale w miarę upływu czasu coraz bardziej cieszyliśmy się, że już niedługo nasza córeczka będzie z nami. Od koleżanki dostaliśmy łóżeczko, od innej ubranka, bo skoro znaliśmy już płeć, mogliśmy zacząć pomału coś urządzać. Nigdy nie zapomnę tej podniosłej atmosfery, tego lęku jak to będzie, ale to był taki lęk który zaraz przemieniał się w czułość, oczekiwanie. Czułam miłość do mojej Fasolki i rozmawiałam z nią, głaszcząc się po brzuchu, a odkąd zaczęły się pierwsze delikatne kopniaki, to niemalże szalałam ze szczęścia i podekscytowania. Czytaj dalszą część wpisu »

05.05.2014 | Autor:

Agatka1-300x225ŚWIADECTWO VIOLETTY I TOMASZA 

6 grudnia 2013 r. w Dzień Św. Mikołaja dostaliśmy najpiękniejszy prezent –  nowe życie – naszą córeczkę Agatkę. Może to przypadek – symboliczny był też moment poczęcia się Agatki – święta Wielkanocne – symbol nowego życia. A wszystko dzięki naprotechnologii.

Ale zanim życie przyniosło nam taki prezent był i przykry czas. 9 lat temu zachorowałam na jedną z tysięcy chorób nieuleczalnych, autoimmunologicznych – toczeń układowy. Niby się na nią nie umiera, ale podstępność jej odbiera z roku na rok siły i radość życia. Leczenie jej polega jedynie na wyciszeniu systemu immunologicznego przez podawanie pacjentowi głównie sterydów. Był to czas ciągłych nawrotów choroby.

Należę do pacjentów, którzy nie poddają się biernie terapiom, ale zadają pytania. Przez te lata próbowałam szukać przyczyny tak nagłego osłabienia stanu zdrowia.