Naprotechnologią zainteresowaliśmy się z mężem, kiedy 4 lata po ślubie, po roku starań o dziecko nie było nic prócz wzajemnych pretensji do siebie i do świata. Pomyślałam, że skoro naprotechnologia szuka przyczyn to przy okazji znajdę odpowiedzi na moje pytania. Zanim zdecydowaliśmy się na pierwsze spotkanie z instruktorem rozważaliśmy inne opcje. Lekarze konwencjonalni w naszym małym mieście radzili tylko in vitro, nie podejmowali w ogóle mojego przypadku. Poza tym pozostawał nasz niemłody już wiek (37 i 38). Była też opcja adopcji, ale to okazało się znaczne trudniejsze dla nas.
Pełni nadziei, w październiku rozpoczęliśmy nasze spotkania. Po obserwacji trzech cykli instruktor już prawie stwierdził, co może być problemem niepłodności. Późniejsze badania u lekarza napro potwierdziły te przypuszczenia i ukazały też inne problemy. Choroba, brane leki spowodowały ogromne spustoszenie w gospodarce hormonalnej. Leczenie trwało zaledwie pół roku. Czas ten jednak upływał nam powoli w atmosferze od wielkich nadziei do całkowitej rezygnacji. Czasem miałam wrażenie, że lekarz też nie wierzył w powodzenie, choć nie dawał tego po sobie poznać. Tymczasem tuż po świętach wielkanocnych, na krótko przed tym jak szykowałam się na zabieg histeroskopii, okazało się, że jestem w ciąży – to był dla nas cud – przez kilka dni nie mogliśmy w to uwierzyć. Do momentu wizyty u lekarza codziennie powtarzaliśmy test upewniając się, że to nie jest sen.
Ciąża przebiegła bez większych dolegliwości. Dzięki opiece lekarza napro, również w trakcie ciąży nie zdarzyło się nic co mogło zagrozić mnie i dziecku. Niestety Agatka przyszła na świat przez cesarskie cięcie w 36 tygodniu, tylko dlatego, że konwencjonalni lekarze w szpitalu nie dali szansy na inną opcję w obawie, że coś może się wydarzyć. Ale nie mam im tego za złe, bo Agatka urodziła się piękna i zdrowa. I przede wszystkim chwała Panu za to wszystko, który postawił na naszej drodze mądrych ludzi, którzy postawili na naprotechnologię.